O kobietach , którym przyszło rodzić w samotności.
O kobietach , którym przyszło rodzić w samotności.
Obecny czas weryfikuje decyzje, stawia kobiety przed faktem odbycia porodu bez osoby bliskiej. Nie pozwala powielać zwyczajowych wyborów ani snuć planów. Na co dzień myślimy, że jesteśmy elastyczne w sposobie myślenia, lecz gdy stajemy przed faktem, że będzie inaczej niż sobie zaplanowałyśmy, czujemy złość i bezradność. Nasuwają się setki pytań. Dlaczego to właśnie nam się musiało przytrafić? Dlaczego moje dziecko nie będzie w kilka chwil po porodzie tulone przez swojego ojca? Dlaczego muszę być sama w najważniejszej chwili mojego życia, bez wsparcia osoby którą kocham? Jak długo potrwa pandemia? Kiedy wróci wszystko do normalności? Czym jest ta normalność?
Może to jest właśnie najlepszy moment, żeby się nad tym zastanowić.
Obecna sytuacja w której znalazły się kobiety ciężarne, wydaje się zderzeniem z czymś nierzeczywistym, zostały z dnia na dzień pozbawione poczucia bezpieczeństwa i dzielenia z partnerem emocji wynikających z porodu.
Czyżby sytuacja epidemiologiczna, w której się znaleźliśmy i zostaliśmy zmuszeni do działań przeciwdziałających rozprzestrzenianiu się koronawirusa, spowodowała, że w kobietach na nowo obudzi się pierwotny instynkt, który wie jak wydać na świat dziecko? To naturalne, że kobieta w ciąży jest ukierunkowana na siebie, jest najważniejsza, zrobi wszystko by urodzić w warunkach które dają jej poczucie bezpieczeństwa. Cóż, tak już jest, by przetrwała cywilizacja, muszą się rodzić dzieci. Im rodząca ma większą determinację, tym potężniejsza jest jej siła.
W latach PRL-u, izolowanie kobiety na czas porodu w szpitalu, w warunkach które pozostawiały dużo do życzenia, sprowadzały rodzącą do maszyny wydającej dziecko na świat. Nie miały szansy zadziałać jakiekolwiek instynkty, rodziła dziecko pod dyktando medyków. Noworodek był oddzielony od matki i przywożony co 3 godziny na krótkie karmienie. Nie miało to nic wspólnego z naturą, a galopująca medykalizacja porodu, nie sprzyjała kolekcjonowaniu dobrych wspomnień.
W Polsce od prawie trzydziestu lat kobiety mają możliwość zaproszenia do porodu osobę bliską.
Porody rodzinne, w których uczestniczył partner były na porządku dziennym. Na początku lat dziewięćdziesiątych, stało się to poniekąd modą, potem było czymś zupełnie naturalnym. Jednakże zauważyłam, że ciągu ostatnich lat zaznaczył się powolny odwrót od porodów rodzinnych, kobiety nie zabierają już tak chętnie swoich partnerów do sal porodowych i choć to zawiły temat, trudno mi uniknąć pokusy ujawnienia swojej opinii.
Nie mniej jednak, podeprę się wiedzą z lat 90, zasłyszaną na jednym z wykładów Michela Odenta, francuskiego położnika, który najwyraźniej przewidział, że za kilka dekad nastąpi odwrót od fascynacji porodami rodzinnymi, którymi wówczas byliśmy zachwyceni. Nie wierzyłam, że tak się stanie. Dziś, po latach doświadczeń porodowych, mogę przyznać, że sprawdza się w praktyce słynne zdanie prof. Odenta, iż długość porodu i interwencji medycznych, jest wprost proporcjonalna do ilości ludzi zgromadzonych wokół rodzącej.
A przecież, w nielicznych społecznościach kobiety nadal izolują się, by urodzić dziecko, a porody te okazują się łatwe. Od zarania dziejów, kobiety starały się chronić przed obecnością mężczyzn, rodzenie było wyłącznie ich sprawą. Mężczyźni nigdy nie chcieli pozostawać w cieniu i starali się zapewnić sobie rolę w okresie okołoporodowym. Te zmagania zaowocowały pewnym kompromisem; ważne było ukierunkowanie emocjonalnych reakcji ojca, spełnienie jego potrzeby odgrywania ważnej roli przy jednoczesnym trzymaniu go z dala od rodzącej. Znany jest nam syndrom Cuvade- gdzie mężczyzna naśladował swoją rodzącą żonę w jej zmaganiach i niemal jak ona wymagał opieki i wsparcia i dodawania otuchy przez bliskie osoby, przyjmował gratulacje, a tym czasem kobieta rodziła sama lub z pomocą położnej. Na początku XX wieku, zanim szpital stał się powszechnym miejscem rodzenia, ojciec dziecka był obecny w domu i zajmowały go odpowiedzialne zadania, takie jak napełnianie misek gorącą wodą i trzymanie ciekawskich z dala od rodzącej.
Nie jest odkryciem, że atrakcyjność seksualna opiera się na tajemnicy. Zastanawiam się, czy kobiety przypadkiem nie ujawniły za bardzo tajemnicy, którą im powierzono. Czy wydanie dziecka na świat nie zostało pozbawione należnej mu intymności? Być może.
Psycholodzy, nie kryją swoich opinii, istnieje również wiele badań naukowych, które potwierdzają wysoki wskaźnik impotencji u mężczyzn, którzy byli uczestnikami w narodzinach swoich dzieci. Było to równoznaczne z utratą zainteresowania ich własnymi partnerkami, niejednokrotnie skutkowało to rozpadem związków. Wiemy, że prolaktyna (hormon laktacyjny), obniża libido karmiącej matki, ma to jedynie związek z tym, by mogła wykarmić dziecko, a kolejną ciążę odsunąć w czasie.
Jednak, wiele współczesnych kobiet twierdzi, że nie byłyby w stanie urodzić bez wsparcia ze strony ich partnerów. Z kolei wielu mężczyzn uważa narodziny dziecka, za najbardziej wzruszające i wzbogacające doświadczenie. Oczywiście są również mężczyźni, którzy czuli się zobligowani do uczestnictwa w porodzie, po prostu z powodu posłuszeństwa trendom społecznym lub swoim partnerkom. Jak widać to sprawa bardzo indywidualna i spory egzamin dla związku.
Z moich doświadczeń wynika, że gdy para przeżywa poród w sposób niezwykle emocjonalny, mężczyzna podąża za kobietą i jej grą hormonalną, chociaż w jego żyłach nie płyną hormony porodowe, poród nie będzie wtedy ani zbyt trudny, ani długi. Wydaje się, że to nie rodzi kobieta, lecz para.
Rzecz się ma zupełnie inaczej, gdy w pokoju porodowym pojawia się partner w roli obserwatora, który z wygodnego fotela, wydaje instrukcje. Sugeruje pozycje, sposób oddychania, czy zachowanie rodzącej, przyjmując rolę kontrolera. Wiemy, że kontakt wzrokowy jest potężnym środkiem komunikacji. Bywa, że mężczyzna siada naprzeciwko partnerki patrząc jej w oczy. Gdy ta, chce przekroczyć próg kolejnego etapu porodu, on nie rozumiejąc fizjologii, zdaje się mówić, „zostań ze mną”, to nie jest dobry pomysł, wydłuża bowiem cały proces. Wiem, że niektóre moje rodzące, wolałyby, żeby ich partnerzy poszli na spacer, ale nie mówiły tego w trakcie porodu, żeby panom nie było przykro.
Położna pozostaje z kobietą w trakcie narodzin w niecodziennej relacji, która zawiązuje się natychmiast po spotkaniu i jest jedyna w swoim rodzaju. Już w pierwszych minutach, po zadaniu kilku pytań, położna wie czego potrzeba rodzącej i jak jej pomóc. Jest bowiem strażniczką fizjologii, drogowskazem, przewodniczką po nieznanym terenie, mądrą opiekunką i nieocenionym wsparciem. W czasie gdy z dnia na dzień, kobiety zostały pozbawione możliwości porodów rodzinnych, oczywistym jest, że oczy rodzących, chyba po raz pierwszy aż tak bardzo, zwracają się w stronę położnych oczekując wypełnienia emocjonalnej luki. Doświadczenia położnych kilku ostatnich tygodni, to w większości praca z niezwykle, skupionymi, zadaniowymi kobietami, które doskonale odnalazły się w obecnej sytuacji. O wiele gorzej przedstawia się sytuacja kobiet, którym trudno pogodzić się z zaburzoną wizją porodu i próbują pozostawać w ciągłym kontakcie on-line z partnerem. W praktyce się to nie sprawdza, gdyż jest wyczerpujące dla rodzącej, rozprasza jej uwagę i nie pozwala skupić się na zadaniu. Nie jest to również komfortowe dla mężczyzny, gdyż trudno mu ocenić właściwie atmosferę panującą w sali porodowej. Proponujemy rodzącej nagranie lub zdjęcia z pierwszych chwil kontaktu z dzieckiem. Staramy się sprostać temu zadaniu na życzenie rodzącej. W takim momencie krótka rozmowa on-line jest wzruszającym i niezapomnianym przeżyciem.
Obecnie zainteresowanie społeczeństwa zdecydowanie skupia się na kobiecie ciężarnej i rodzącej. Rodzina martwi się o jej zdrowie, samopoczucie i nastrój. Nie zapominajmy, że podmiotem tego ważnego wydarzenia jest dziecko, a położna dokonuje wszelkich starań, wykorzystując swoją wiedzę i doświadczenie, aby poród przebiegł sprawnie, pozostawiając tylko dobre doświadczenia dla matki i dziecka. Przyjście potomka na świat, niesie ze sobą prawdziwą przemianę życia. Kobiety, które rodzą w poczuciu bezpieczeństwa, dostając należne im wsparcie od profesjonalnej położnej, wychodzą z tego doświadczenia odmienione na zawsze.
Jeannette Kalyta, położna